Trzy Korony

To był mój drugi raz na Trzech Koronach i pewnie nie ostatni. Pieniny nie są górami bardzo wymagającymi i nie trzeba mieć też wyśrubowanej kondycji, aby po nich spacerować. Jednak, wystarczy trochę deszczu, a kamienie na tym szlaku,  jak na każdym innym, robią się śliskie i niebezpieczne. Tym razem na Trzy Korony wybrałam się z moją mamą, która będąc już wcześniej na kilku szczytach w Tatrach, bardzo chciała poczuć klimat Pienin (swoją drogą, nie bardzo się jej spodobał), z moją siostrą oraz jej fantastycznymi dzieciakami. Od początku nasza wyprawa stała pod dużym znakiem zapytania z powodu niepewnych prognoz pogody – wszystkie programy pogodowe zapewniały o ulewnych deszczach. Rankiem jednak zdecydowałyśmy, że pogoda póki co jest naprawdę dobra, więc – jedziemy!

Naszą przygodę zaczęliśmy w Krościenku. Samochód zaparkowaliśmy przed kościołem i ruszyliśmy w drogę, zahaczając  o sklep spożywczy, aby zrobić zakupy. Kilka bułek, konserwa turystyczna, nieco owoców, trochę słodkości i duuużo picia.

Wejście na szlak na „dzień dobry” jest pod górkę. Przez chwilę prowadzi nas droga asfaltowa, zapewniająca dojazd do domów okolicznym mieszkańcom. Niektórzy z nich oferują  pyszne serki – białe, owcze i mieszane, którym po prostu nie można się oprzeć!

W pewnym momencie droga asfaltowa się kończy i zaczyna się – można by rzec – właściwy szlak. Jednak warto na chwilkę zatrzymać się w tym miejscu, gdyż roztacza się niego przepiękny widok na Krościenko.

Kilkanaście metrów dalej, na drzewie po lewej stronie szlaku wisi tabliczka ku pamięci Andrzeja Kaciuby, przewodnika pienińskiego, nazywanego Generałem. Wart zapoznać się z historią tego człowieka – żołnierza, później przewodnika górskiego, żeglarza.

Dalszy szlak jest nieco zróżnicowany – trochę pod górę, trochę po równym, trochę w lesie, trochę wśród łąk. Po drodze można natrafić na kilka punktów przeznaczonych do odpoczynku. Po 35 minutach marszu dochodzimy do Pienińskiego Potoku (678 m.n.p.m). Potok nie jest może bardzo spektakularny, jednak nieoceniony dla tutejszej przyrody – tworzy on bowiem rozlewisko, w którym świetnie czują się rośliny wilgociolubne.

Jeszcze chwila, a dokładnie 101 metrów i dochodzimy do Przełęczy Szopka, która nazywana jest również przełęczą Chwała Bogu. Jest to główny węzeł szlaków w Pieninach i znajduje się pomiędzy szczytami Trzech Koron a wzniesieniem Czoło. Z przełęczy roztacza się przepiękny widok, a na polanie rośnie obecnie rzadko spotykana roślina – Mieczyk dachówkowaty.

Do trzech koron pozostało już niewiele bo tylko ¾ godziny – dlatego pozwalam sobie pomachać 🙂

W końcu dotarliśmy! Trzeba pokonać jeszcze nieco schodów i sztuczne podejście, aby znaleźć się na Okrąglicy, a więc najwyższej turni Trzech Koron. Widoki są przepiękne i można by podziwiać je naprawdę długo, gdyby nie fakt, że turystów jest sporo i każdy chciałby nacieszyć się tym widokiem. Kiedy schodziliśmy z Okrąglicy poczuliśmy wiatr i kilka kropel deszczu, ale nim zdążyliśmy wyciągnąć płaszcze przeciwdeszczowe i kurtki, znów wyszło słońce…
Chwilkę odpoczęliśmy, zjedliśmy konserwę i ruszyliśmy w drogę powrotną, wybierając jednak inny szlak – prowadzący na Sokolicę (na nią jednak tym razem już nie wchodziliśmy). Po drodze minęliśmy ruiny zamku (nieczynne do odwołania) oraz znajdującą się tam grotę św. Kingi. Nieco niżej ostatni odpoczynek – Bańków Gronik.
Do Krościenka wróciliśmy bez deszczu, w pełnym słońcu,  a naszą wyprawę zakończyliśmy jedząc pyszne lody!

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *